Święto Halloween zbliżało się wielkimi krokami. Z tej okazji alfa
postanowił zrobić imprezę, aby członkowie stada mogli się lepiej poznać.
Oczywiście nie mogłam przegapić takiej okazji. Gdy tylko wstałam,
udałam się na małe polowanko, następnie rozpoczęłam przygotowania. Gdy
nadszedł wieczór, udałam się na miejsce imprezy. Była to jaskinia,
ozdobiona pajęczynami, lianami, miotłami z gałęzi, świecącymi
kamieniami. Ogólnie wszystko wyglądało bajecznie, ale i trochę
strasznie. Byłam ciekawa, kto t zrobił. Nie słyszałam nic o żadnych
przygotowaniach, a szkoda, bo z chęcią bym pomogła. Gdy już wszyscy się
zebrali, rozpoczęła się impreza. Nie można tutaj mówić o jakiejś
wielkiej balandze, skoro było tylko 9 kotów, ale dzięki temu każdy z
każdym zamienił choć słówko i się zapoznał. Jedzenie było wspaniałe,
muzyka także. Następnie zaczęły się pokazy magiczne, każdy członek
musiał zaprezentować jakąś swoją moc. Na koniec zostały konkursy. W
końcu alfa ogłosił krótką przerwę w rywalizacji. Można było coś
przekąsić albo zatańczyć. Ja zamiast tego postanowiłam wyjść na chwilę
na zewnątrz. Wyszłam z jaskini i spojrzałam do góry, wprost na
rozgwieżdżone niebo. Noc była wyjątkowo jasna i nawet ciepła jak na
środek jesieni. Nagle kątem oka zauważyłam w oddali jakiś ruch.
Spojrzałam w tamtą stronę. Znów to zobaczyłam. Jakby cień. Niewiele
myśląc, teleportowałam się w tamto miejsce, ale nic tam nie było.
Rozejrzałam się dookoła i znów "coś" zauważyłam. Ten sam cień. Wbiegł
między drzewa, jakby chciał uciec. Ruszyłam za nim biegiem. Myślałam, że
szybko to coś dogonię, w końcu poruszam się z prędkością dźwięku, ale
nic z tego. Spróbowałam skomunikować się z tym czymś za pomocą myśli,
ale mi się nie udało. Upewniłam się jedynie, że faktycznie spotkałam
jakiegoś stwora, jednak nie pozwala mi on "wniknąć" w swój umysł.
Przyspieszyłam jeszcze bardziej, biegłam ile sił w łapach, aż nagle
wypadłam z gęstwiny drzew na jakąś łąkę. Rozejrzałam się po niej. Na
100% była magiczna, więc musiałam mieć się na baczności. Z ziemi
wystawały jakieś dziwne kamienie. Podeszłam do jednego z nich. Pokryty
był dziwnym rysami, w jego wnętrzu latało i świeciło niebieskie
światełko. Po bokach stały dwa mniejsze głazy. Wszystkie miały ten sam,
kształt. Wyglądały jak trójkąty z zaokrąglonymi bokami. Ledwo doszłam do
tego wniosku, a usłyszałam dochodzące z wszystkich stron dziwne
warczenie. Nie przypominało ono żadnego dźwięku, które wydają znane mi
zwierzęta. Odwróciłam się i zobaczyłam, jak z cienia wychodzącą
przedziwne istoty, szybko mnie otaczają i zaczynają się zbliżać.
Byłam przerażona. zaczęłam się cofać i "weszłam" w kamień, który okazał
się być teleporterem. Dzięki temu mój tyłek został uratowany, bo te
istoty raczej nią miały względem mnie zbyt przyjaznych zamiarów.
Zostałam przeteleportowana w inne miejsce, jednak doskonale widziałam
stamtąd te stwory. Zdziwione i ogłupiałe rozglądały się dokoła. Być może
to one mnie tutaj sprowadziły, ale nie wyglądały na zbyt inteligentne. Z
nieufnością zaczęły zbliżać się w stronę kamienia. Miałam nadzieję, że
nie teleportują się gdzieś blisko mnie i nie zauważą. Wystraszona,
cofnęłam się i znów zostałam przeteleportowana, ale na szczęście gdzieś
jeszcze dalej od tych stworów. Od razu zrobiłam się niewidzialna i jak
najszybciej wróciłam do jaskiń. Nie mogłam się tam teleportować z powodu
tych silnych przeżyć sprzed chwili. Moja umiejętność teleportacji
pozostawiała jeszcze wiele do życzenia. Gdy tylko wróciłam,
opowiedziałam wszystkim o mojej przygodzie. Oreo postanowił wysłać tam
następnego dnia kilka kotów pod moim przywództwem, aby wszystko
sprawdzić. Tak też się stało. Jednak nie było żadnych śladów, nawet
odcisków łap. Część członków stada uznała, że albo zmyślam, albo coś mi
się przewidziało. Jednak niektórzy, w tym alfa, uwierzyli mi. Oreo
stwierdził, że musimy się mieć na baczności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz